między zachodem słońca a północą umykającą po śliskich schodach
otulam się pomarańczową pościelą
ściskam w dłoni kruche chwile dnia
widzę tłum na chodniku wydeptanym rutyną codzienności
wygłaskanym obcasami
niewinny złodziej potyka się o bezcenne złotówki
znów brutalnie policzkuje go krawężnik
karmiąc usta kurzem ulicy
niema żebraczka wypełnia lepkie dłonie monetami
w błocie klęczy syn
w zakrętkę od wódki łapie swoje łzy
wczoraj to zawsze dziś
miażdżę chwilę
rzucam ją o cytrynową ścianę
bez litości zamykam powieki
a północ spada ze schodów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz i zainteresowanie moim blogiem. Jeżeli masz jakieś pytania to zadaj je w komentarzu.
Anonimowych czytelników proszę o podpisywanie się w komentarzach.
Komentarze obraźliwe lub mające na celu tylko i wyłącznie promocję własnego bloga będą usuwane.