Lato, lato, lato wszędzie... romansujemy ze słońcem, często ile się da i bez porządnej ochrony, tylko po to by się opalić (a co niektórzy nawet "spalić"). Opalenizna nadal jest modna (choć obecnie ten trend nie jest aż tak "agresywny" jak kilka lat temu) a pięknie opalone ciało powszechnie uznawane jest za atrakcyjniejsze od bladego.
Sama jako nastolatka smażyłam się na słońcu (oj smażyłam!) i nie wyszłam w szortach dopóki porządnie nie opaliłam nóg. Zmądrzałam, naczytałam się, przemyślałam, zaakceptowałam swoją "bladość", obecnie się nie opalam i chronię skórę przed słońcem. Są jednak dni kiedy mam ochotę zamienić się w mulatkę i wtedy z pomocą przychodzą mi samoopalacze i rajstopy w sprayu.
Dzisiaj w poście o mojej "świętej trójce", dzięki której mogę cieszyć się zdrową, złocistą i piękną opalenizną. W rolach głównych:
- Samoopalacz w musie Avon Sun Magic Tan o zapachu tropikalnym (cena: ok. 30 zł, w promocji dałam za niego 16,90 zł, pojemność 150 ml)
- Samoopalacz w sprayu z Rossmanna Sun Ozon do normalnej i ciemnej karnacji (cena: ok. 8 zł, pojemność 150 ml)
- Rajstopy w sprayu Sally Hansen w odcieniu medium glow (cena: od 25 zł do nawet 50 zł, pojemność 75ml, ja swoje rajstopy kupiłam za 35 zł - pojemność 193,8 ml w sklepie internetowym)
Zacznę od tego, że samoopalacze śmierdzą - każdy śmierdzi, bez wyjątku, nie oszukujmy się, są jednak mniejsze śmierdziuszki, których używanie jest w miarę przyjemne a efekty "opalania" na tyle satysfakcjonujące, że jestem w stanie przecierpieć ten niezbyt piękny zapach. Do takich samoopalaczy z całą pewnością mogę zaliczyć samoopalacz w musie Avon oraz samoopalacz Sun Ozon z Rossmanna.
Avon Sun Magic Tan początkowo pachnie "tropikalnie", trochę mdło, ale na szczęście nie aż tak bardzo intensywnie, w późniejszej fazie lekko wyczuwalny smrodek, typowy dla samoopalaczy.
Jego piankowo - musowa konsystencja i pigment widoczny już przy aplikacji zdecydowanie ułatwiają nakładanie produktu, widzimy jakie okolice naszego ciała już wysmarowałyśmy a jakie potrzebują jeszcze krycia. To niewątpliwy plus, bo ciężko zrobić nim sobie krzywdę w postaci nieestetycznych plam czy zacieków (oczywiście jak nie przyłożymy się do dokładnej aplikacji i odpowiednio nie przygotujemy ciała to nie ma co spodziewać się cudów). Szybko się wchłania, niewielka ilość wystarczy na pokrycie całego ciała, co wpływa na wydajność - produkt szybko się nie kończy.
Sam kolor "opalenizny" nie jest sztuczny, nie wpada w pomarańczowe, brzydkie tony. Skóra wygląda na muśniętą słońcem, muśniętą nie pierwszy raz... Samoopalacz daje intensywny efekt już po jednokrotnym zastosowaniu i nie mam potrzeby nakładać go drugi czy trzeci raz z rzędu, to mi odpowiada, bo to zawsze mniej "śmierdzących" nocy w tygodniu :) Odcień skóry po zastosowaniu tego produktu jest ładny, brązowy i apetyczny, nogi od razu wydają się smuklejsze, nie podkreśla nierówności, ale zdarzyło się, że powchodził mi w pory na dekolcie, gdy przesadziłam z ilością pianki, więc umiar jest ważny. Trzeba też zaznaczyć, że strasznie brudzi ręce (najlepiej nakładać go rękawicą), albo szybko i porządnie wyszorować ręce!
Ładny efekt opalenizny utrzymuje się ok. 4 dni, potem już wymaga poprawek, a najlepiej ponownej aplikacji po wcześniejszym peelingu i nawilżeniu skóry. Jak już przy nawilżaniu jesteśmy to samoopalacz przesusza skórę, chyba jak każdy samoopalacz, więc trzeba przykładać się do jej nawilżania. Kolor schodzi równomiernie, przeciera się nieestetycznie tylko w okolicach kostek (sandałki) i nadgarstków (zegarek).
Samoopalacz Sun Ozon z Rossmanna to produkt tani i rewelacyjny! Zużyłam już kilkanaście buteleczek. Bardzo odpowiada mi to, że jest w sprayu, atomizer (czasem się zacina) równomiernie rozpyla mgiełkę samoopalacza na skórę, nie ma potrzeby jej wcierania, ale dla uzyskania lepszych efektów zdarza mi się mgiełką delikatnie wmasować w ciało. Nigdy nie nabawiłam się plam przy tym produkcie.
Uzyskany kolor opalenizny po pierwszej aplikacji jest delikatny, można go intensyfikować dokładając kolejne warstwy produktu kilka dni pod rząd. Odcień opalenizny jest naprawdę bardzo ładny, słoneczny i naturalny, skóra wygląda zdrowo, jest lekko za brązowiona i tylko wtajemniczeni wiedzą, że to sztuczna opalenizna.
Sun Ozon nie grzeszy wydajnością, natomiast cena jest bardzo atrakcyjna i rekompensuje szybkie zużywanie się kosmetyku. Używam go często solo, jeżeli zależy mi na delikatnym efekcie, albo spryskuje nim ciało (głównie nogi) po lekkim wypłukaniu się samoopalacza z Avonu, by cieszyć się dłużej ciemniejszą "karnacją". Sun Ozon ma w miarę przyjemny zapach, świetną trwałość i łatwo się go "pozbyć" po peelingu.
To tyle o samoopalaczach, teraz przejdę do kosmetyku, który jest moim hitem i który na moich nogach (i nie tylko) gości dosyć często szczególnie wiosną i latem, kiedy zrzucam z siebie ubrania i kiedy chcę wyglądać atrakcyjnie.
Mowa o rajstopach w sprayu Sally Hansen, to jedyne brązowe (ciałowe) rajstopy jakie toleruje i jakie uwielbiam, są trwałe i mogę nosić je bez obaw o to, że poleci mi oczko, są nie do zdarcia, nawet w ciepłe dni czy na szalonej imprezie, kiedy pocimy się nieco intensywniej.
Fluid dobrze kryje wszelkie krostki, drobne naczynka i przebarwienia, jest bardzo mocno napigmentowany, nadaje nogom piękny, zdrowy koloryt. Mój odcień to medium glow, może wydawać się ciemny i dość pomarańczowy po pierwszym psiknięciu, ale po rozsmarowaniu daje śliczną brązową poświatę. Nogi wyglądają jakby były ubrane w ekskluzywne, drogie pończochy, są apetyczne, atrakcyjne, muśnięte słońcem, mają piękny, jednolity kolor, są bez skazy, idealne, jak po photoshopie.
Jego piankowo - musowa konsystencja i pigment widoczny już przy aplikacji zdecydowanie ułatwiają nakładanie produktu, widzimy jakie okolice naszego ciała już wysmarowałyśmy a jakie potrzebują jeszcze krycia. To niewątpliwy plus, bo ciężko zrobić nim sobie krzywdę w postaci nieestetycznych plam czy zacieków (oczywiście jak nie przyłożymy się do dokładnej aplikacji i odpowiednio nie przygotujemy ciała to nie ma co spodziewać się cudów). Szybko się wchłania, niewielka ilość wystarczy na pokrycie całego ciała, co wpływa na wydajność - produkt szybko się nie kończy.
Sam kolor "opalenizny" nie jest sztuczny, nie wpada w pomarańczowe, brzydkie tony. Skóra wygląda na muśniętą słońcem, muśniętą nie pierwszy raz... Samoopalacz daje intensywny efekt już po jednokrotnym zastosowaniu i nie mam potrzeby nakładać go drugi czy trzeci raz z rzędu, to mi odpowiada, bo to zawsze mniej "śmierdzących" nocy w tygodniu :) Odcień skóry po zastosowaniu tego produktu jest ładny, brązowy i apetyczny, nogi od razu wydają się smuklejsze, nie podkreśla nierówności, ale zdarzyło się, że powchodził mi w pory na dekolcie, gdy przesadziłam z ilością pianki, więc umiar jest ważny. Trzeba też zaznaczyć, że strasznie brudzi ręce (najlepiej nakładać go rękawicą), albo szybko i porządnie wyszorować ręce!
Ładny efekt opalenizny utrzymuje się ok. 4 dni, potem już wymaga poprawek, a najlepiej ponownej aplikacji po wcześniejszym peelingu i nawilżeniu skóry. Jak już przy nawilżaniu jesteśmy to samoopalacz przesusza skórę, chyba jak każdy samoopalacz, więc trzeba przykładać się do jej nawilżania. Kolor schodzi równomiernie, przeciera się nieestetycznie tylko w okolicach kostek (sandałki) i nadgarstków (zegarek).
Podsumowując:
w miarę przyjemny zapach, łatwa aplikacja, naturalna, intensywna i brązowa "opalenizna" bez smug i zacieków, zadowalająca trwałość, równomiernie schodzi, wysusza skórę, może wchodzić w pory, ściera się w miejscach podatnych na otarcia, barwi ręce podczas aplikacji
SAMOOPALACZ SUN OZON Z ROSSMANNA
Samoopalacz Sun Ozon z Rossmanna to produkt tani i rewelacyjny! Zużyłam już kilkanaście buteleczek. Bardzo odpowiada mi to, że jest w sprayu, atomizer (czasem się zacina) równomiernie rozpyla mgiełkę samoopalacza na skórę, nie ma potrzeby jej wcierania, ale dla uzyskania lepszych efektów zdarza mi się mgiełką delikatnie wmasować w ciało. Nigdy nie nabawiłam się plam przy tym produkcie.
Uzyskany kolor opalenizny po pierwszej aplikacji jest delikatny, można go intensyfikować dokładając kolejne warstwy produktu kilka dni pod rząd. Odcień opalenizny jest naprawdę bardzo ładny, słoneczny i naturalny, skóra wygląda zdrowo, jest lekko za brązowiona i tylko wtajemniczeni wiedzą, że to sztuczna opalenizna.
Sun Ozon nie grzeszy wydajnością, natomiast cena jest bardzo atrakcyjna i rekompensuje szybkie zużywanie się kosmetyku. Używam go często solo, jeżeli zależy mi na delikatnym efekcie, albo spryskuje nim ciało (głównie nogi) po lekkim wypłukaniu się samoopalacza z Avonu, by cieszyć się dłużej ciemniejszą "karnacją". Sun Ozon ma w miarę przyjemny zapach, świetną trwałość i łatwo się go "pozbyć" po peelingu.
Podsumowując:
bardzo atrakcyjna cena, świetna jakość i trwałość, przyjemna aplikacja w formie sprayu, naturalny odcień opalenizny, który można stopniować, niska wydajność produktu
RAJSTOPY W SPRAYU SALLY HANSEN
To tyle o samoopalaczach, teraz przejdę do kosmetyku, który jest moim hitem i który na moich nogach (i nie tylko) gości dosyć często szczególnie wiosną i latem, kiedy zrzucam z siebie ubrania i kiedy chcę wyglądać atrakcyjnie.
Mowa o rajstopach w sprayu Sally Hansen, to jedyne brązowe (ciałowe) rajstopy jakie toleruje i jakie uwielbiam, są trwałe i mogę nosić je bez obaw o to, że poleci mi oczko, są nie do zdarcia, nawet w ciepłe dni czy na szalonej imprezie, kiedy pocimy się nieco intensywniej.
Fluid dobrze kryje wszelkie krostki, drobne naczynka i przebarwienia, jest bardzo mocno napigmentowany, nadaje nogom piękny, zdrowy koloryt. Mój odcień to medium glow, może wydawać się ciemny i dość pomarańczowy po pierwszym psiknięciu, ale po rozsmarowaniu daje śliczną brązową poświatę. Nogi wyglądają jakby były ubrane w ekskluzywne, drogie pończochy, są apetyczne, atrakcyjne, muśnięte słońcem, mają piękny, jednolity kolor, są bez skazy, idealne, jak po photoshopie.
Spray rozpylam na dłonie i równomiernie, starannie nakładam na nogi, czekam dosłownie chwilkę, żeby produkt wyschnął i wskakuję w szorty lub sukienkę. Nie obawiam się zabrudzeń, bo produkt takowych nie zostawia, jest trwały i wodoodporny. Nogie są wygładzone, wszelkie niedoskonałości zakryte, wyglądają przy tym bardzo naturalnie.
Rajstopy stosuję również często na ramiona i dekolt i powiem Wam, że dostaję wówczas mnóstwo komplementów, bo skóra z tym produktem wygląda obłędnie. Po całym dniu "ściągam" rajstopy, choć wcale nie mam ochoty się ich pozbyć... wystarczy delikatnie się wyszorować i kosmetyk ładnie zajdzie. Czego więcej chcieć? ;-)
Podsumowując:
zakrywa niedoskonałości, wyrównuje koloryt, nadaje apetyczny, naturalny odcień opalenizny, jest świetnie napigmentowany, trwały, nie ściera się i nie schodzi w ciągu dnia, szybko się wchłania, optycznie wyszczupla nogi i daje efekt photoshopa, może być zamiennikiem samoopalaczy - nie śmierdzi, nie wymaga wprawy przy nakładaniu, efekt jest natychmiastowy.Wszystkie opisane produkty są godne polecenia, używam ich zamiennie, w zależności na jakim efekcie mi zależy. Najbardziej uwielbiam rajstopy i kto jeszcze ich nie miał to polecam się na nie skusić ;-)
Korzystacie z samoopalaczy czy jednak wolicie naturalną opaleniznę?
Pozdrawiam fiodella
Samoopalacz Avon Sun Magic jest moim ulubionym. Podoba mi się niesamowicie jego kokosowy zapach:)
OdpowiedzUsuńDla mnie zapach jednak trochę mdły i nie do końca mi odpowiada, ale efekt opalania naprawdę jest rewelacyjny :-)
Usuń